środa, 19 listopada 2014

Pięciu pancernych bez psa


Filmowcy z Hollywood wyżej od czołgistów cenią sobie żołnierzy praktycznie wszystkich innych formacji wojskowych. Każdy kinoman bezproblemowo może wskazać filmy wojenne opowiadające o losach żołnierzy służących w piechocie, marynarce wojennej czy jednostkach specjalnych. Zaś wskazanie filmu opowiadającego w głównej mierze o wojakach służących w dywizach pancernych stanowiłoby nie lada wyzwanie. Do tej pory jeśli czołgiści pojawiali się w filmach opowiadających o II wojnie światowej stanowili raczej bohaterów drugoplanowych jak np. w filmie "Złoto dla zuchwałych". Inaczej jest w najnowszym obrazie Davida Ayera pod tytułem "Furia" gdzie to właśnie czołgiści 7. Armii stanowią głównych bohaterów.


Załogę tytułowego czołgu "Furia" poznajemy w kwietniu 1945 roku kiedy podczas jednej z walk na terenie Niemiec traci jednego z członków drużyny. Po dotarciu do punktu stacjonowania wojsk amerykańskich w miejsce poległego towarzysza broni do starych wiarusów zostaje dokooptowany żółtodziób, który w armii jest od 8 tygodni i nigdy nie brał udziału w walce. Mimo, iż szkolony był on do pełnienia funkcji kancelaryjnych i nigdy nie przeszedł szkolenia czołgowego zostaje on nowym pomocnikiem kierowcy. Już z nowym członkiem załogi "Furia" wraz z resztą kolumny czołgów otrzymuje zadanie pomocy w zdobyciu pobliskiego miasta a następnie obrony ważnego skrzyżowania dróg.


Między żółtodziobem Normanem (tak właśnie ma na imię nowy członek załogi "Furii") można dostrzec pewne podobieństwo do jednego z bohaterów filmu "Szeregowiec Ryan" – kaprala Uphama. Jeden i drugi to nieprzygotowani do walki ludzie, którzy wojnę spędzić mieli bezpiecznie na tyłach własnych wojsk stukając palcami w klawisze maszyny do pisania. Jednak w wyniku zrządzenia losu obydwaj skierowani zostają do akcji. Z tą różnicą, że Norman trafia na pierwszą linie frontu a Upham bierze udział w misji ratunkowej za linią wroga. Fakt ten oraz różnica w podejściu do nich ich bezpośrednich dowódców powoduje, że świeżo upieczony czołgista szybciej i boleśniej pozna prawdziwe oblicze wojny.


A wojna w filmie Davida Ayera to nie wyidealizowana męska przygoda, której każdy chciałby doświadczyć w życiu. To brutalna walka o przeżycie podczas której trup ściele się gęsto. Zginiesz albo ty albo twój przeciwnik więc nie powinieneś się wahać kiedy masz możliwość pociągnąć za spust jak pierwszy, gdyż drugiej szansy możesz już nie mieć. Tak więc w obrazie amerykańskiego twórcy zarówno Amerykanie jak i Niemcy potrafią strzelić przeciwnikowi w plecy. W tym ciężkim wojennym świecie przewodnikiem Normana jest jego dowódca sierżant Collier, który bierze go pod swoje skrzydła bardziej z konieczności niż z dobroci serca.


"Furia" to dla mnie jeden z lepszych filmów wojennych jakie powstały w ciągu ostatnich kilku lat. Ale jednocześnie mam obawy, że po latach film pamiętany będzie głównie ze względu na pojawienie się po raz pierwszy w historii na kinowym ekranie czołgu ciężkiego Tygrys i bardzo emocjonującej sceny z jego udziałem oraz szeregu barwnych postaci tworzących załogę tytułowego czołgu. A wszystko to dlatego, że filmowi Davida Ayera brakuje przede wszystkim końcówki wieńczącej dzieło. To właśnie zakończenie filmu jest jego najsłabszym elementem, przez co można odnieść wrażenie, że twórcy nie w pełni wykorzystali potencjał filmu i zabrakło w nim przysłowiowej kropki na i.

Ocena końcowa:

4,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz