Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje filmów nowych i dawnych. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje filmów nowych i dawnych. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 września 2015

Na granicy


Od pełnometrażowego debiutu kanadyjskiego reżysera Denisa Villeneuve'a "Un 32 août sur terre" minęło już siedemnaści lat. W tym czasie Villeneuve nakręcił dwa filmy krótkometrażowe i sześć kolejnych filmów pełnometrażowych. Najnowszym z pośród nich jest "Sicario", film który po raz pierwszy mogli zobaczyć widzowie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes w maju bieżącego roku. Za scenariusz "Sicario" odpowiada Taylor Sheridan, dla którego jest to pierwszy scenariusz filmu kinowego. Sheridan wcześniej kojarzony był głównie z kariery aktorskiej. Wystąpił on w licznych serialach w rolach epizodycznych. Najbardziej znaną jego kreacją jest postać zastępcy szeryfa Davida Hale'a z "Sons of Anarchy".


Kate (Emily Blunt) to agentka FBI dowodząca sekcją do spraw porwań w jednym z biur terenowych tej rządowej agencji. W "Sicario" poznajemy ją podczas szturmu na kryjówkę ludzi podejrzanych w jednej z prowadzonych przez nią spraw. Na miejscu jednak zamiast porwany ludzi znajduje stos trupów powiązanych z meksykańskim kartelem narkotykowym. Po tym okryciu agentka zostaje zwerbowana do grupy zadaniowej, na czele której stoi konsultant Departamentu Sprawiedliwości Matt (Josh Brolin). Podczas pierwszego wyjazdu związanego z nowym przydziałem agentka FBI poznaje tajemniczego meksykanina Alejandro (Benicio Del Toro), który dla całej operacji okaże się o wiele ważniejszy niż mogłoby się z początku wydawać.


W filmie Villeneuve'a akcja rozgrywa się na granicy i to nie tylko tej państwowej pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem ale również a może przede wszystkim na granicy prawa i moralności. Na granicy prawa, ponieważ w walce z takimi przeciwnikami jak kartele narkotykowe nie da się wygrać trzymając się ślepo litery prawa. Bossowie narkotykowi nie rozumieją subtelnych rozwiązań przemawia do nich tylko siła. Walka z nimi rządzi się swoimi prawami dlatego, jak słyszy Kate od przełożonego, politycy zdecydowali się na przesunięcie granic prawa w tej sprawie. Na granicy moralności, ponieważ nawet znajdując się po właściwej stronie prawa trudno pozostać czystym i nieskażonym, kiedy często musisz pobrudzić sobie ręce walczą z przeciwnikiem nie uznającym żadnych zasad.


W "Sicario" mamy do czynienia ze skonfrontowaniem dwóch postaw stróżów prawa idealistycznej i cynicznej. Kate w filmie jest przedstawicielką postawy idealistycznej. W swojej pracy wszystko robi zgodnie z prawem i regulaminem. Swoją pracę stawia na pierwszym miejscu do tego stopnia że nie ma czasu zadbać o swój wygląd dlatego jej brwi są niewyregulowane, włosy potargane a koszulki zmienia raz na tydzień. Dodatkowo pracy podporządkowała również życie osobiste. Kiedyś była mężatką a teraz jedyną osobą oglądającą ją w bieliźnie jest jej partner z FBI czekający aż Kate się przebierze. Ucieleśnieniem zaś cynicznej postawy stróżów prawa jest Matt. Oficjalnie wiemy tylko, że jest konsultantem Departamentu Sprawiedliwości ale od początku można wyczuć, że tak naprawdę ma coś wspólnego z CIA i tajnymi operacjami. W walce z bossami narkotykowym woli stosować zasadę "ogień zwalczaj ogniem" niż trzymać się prawa czy regulaminów. Mimo iż sam zwerbował do grupy zadaniowej Kate chcę ją jak najdłużej utrzymywać w niewiedzy, cynicznie wodząc za nos i wykorzystując ją dla swoich celów.


"Sicario" to bardzo udane połączenie kryminały, filmu akcji i thrillera. Klimat filmu świetnie buduje muzyka napisana przez Jóhanna Jóhannssona. Ten islandzki kompozytor, mający na swoim koncie nominację do Oscara za muzykę do "Teorii wszystkiego", stworzył ciekawy soundtrack bazujący na instrumentach smyczkowych, który widzowie będą pamiętać na długo po seansie film. Swój wkład w klimat filmu miał również autor zdjęć Roger Deakins, który poza tradycyjnymi ujęciami wprowadził do filmu sekwencje z noktowizorów czy termowizyjnej kamery podczas nocnego szturmu na tunel. Filmem tym Denis Villeneuve udowadnia, że na swojej pracy zna się bardzo dobrze i warto czekać na jego kolejne filmowe projekty. A najnowszy z nich "Story of Your Life" do kin zawita już w 2016 roku.

Ocena końcowa:

4,75/6

niedziela, 30 listopada 2014

Kristen poszła do wojska


Słysząc nazwisko Kristen Stewart pierwszym skojarzeniem wielu ludzi jest postać Belli Swan z serii filmów "Zmierzch", przez co starają się oni jak ognia unikać kolejnych filmów z jej udziałem. A czy może dla aktora lub aktorki być coś bardziej krzywdzącego niż bycie cały czas utożsamianym z jedną z wykreowanych przez siebie postaci? Dziś ponad dwa lata od premiery ostatniego filmu z serii "Zmierzch" Stewart wciąż starą się o zerwanie z łatką Belli. A pomóc w tym mają jej kolejne role. I tak w tym roku aktorka pojawiła się w trzech filmach a w roku 2015 premiery będą miały jej trzy następne filmy. "Camp X-Ray" jest jednym z trzech tegorocznych filmów Stewart. Przy jego powstawaniu aktorka połączyła siły z debiutującym w pełnym metrażu reżyserem Peterem Sattlerem.


Kristen Stewart w "Camp X-Ray" wciela się w postać szeregowej Amy Cole, młodej kobiety, która do wojska wstąpiła, ponieważ była to dla niej jedna z nielicznych możliwości na opuszczenie swojego rodzinnego miasteczka w stanie Floryda. Główna bohaterka nie trafia jednak do Iraku czy Afganistanu na front walki z terroryzmem lecz dostaje przydział do bazy Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Zatoce Guantánamo. Cole na obszarze bazy pełni służbę na terenie obozu, gdzie przetrzymywani są zatrzymani podejrzewani o wspieranie terroryzmu muzułmanie. Głównym jej zajęciem jest pilnowanie szczególnie niepokornych więźniów obozu, którzy wielokrotnie już naruszali panujące zasady. Pomiędzy Amy a Alim (jednym z pilnowanych przez nią mężczyzn) rodzi się nić sympatii.


Przełożeni Cole z wojska chcą by o ile to możliwe unikała ona wszelkich rozmów z pozbawionymi wolności mężczyznami. Teoretycznie ma ją to bronić przed możliwością mieszania jej w głowie przez zatrzymanych. Bardziej jednak ma to za zadanie uniemożliwić jej poznanie zatrzymanych, co mogłoby wpłynąć na jej osąd o nich. Ma ona myśleć o nich jako o złych, zepsutych, amoralnych wrogach swojego narodu. Widz "Camp X-Ray" może zaobserwować jednak jak szeregowa Cole wraz z upływem swojej służby uzmysławia sobie, że otaczający ją świat wcale nie jest czarno-biały jak chcieliby tego niektórzy ludzie. Dociera do niej, że dobro i zło wzajemnie się przenikają a w otaczającym ją świecie jest wiele odcieni szarości. Wraz z tą wiedzą uświadamia sobie, że nie wszyscy przetrzymywani w obozie mężczyźni muszą być źli. Ale by to dostrzec musi ona wykonać pierwszy krok.


Tym pierwszym krokiem w jej wypadku jest zainteresowanie się sprawą Aliego - jednego z zatrzymanych, który sprawuje najwięcej kłopotów strażnikom. Cole początkowe nie może zrozumieć powodów buntowniczych zachowań Aliego, przez które wciąż ponosi kary. Wszak gdyby nie one mógłby on przebywać w lepszych warunkach z zatrzymanymi, którzy nie sprawiają takich problemów. Bunt nie jest jednak w jego wypadku samą tylko negacją, aktem sprzeciwu wobec otaczającej go rzeczywistości ale w jego aktach buntu zawarta jest również pewna refleksja. Jak z czasem Ali wyjaśnia Cole, jego ciągłe buntownicze zachowania to jedyna możliwość przejawu swojej wolnej woli w miejscu gdzie o wszystkim decyduje za niego ktoś inny.


Reżyser Peter Sattler, będący również scenarzystą filmu, pokazuje na przykładzie Cole i Aliego, że możliwe jest nawiązanie przyjacielskich relacji pomiędzy przedstawicielami dwóch wrogich grup. I to nawet pomimo początkowej wzajemnej niechęci i trudności w zrozumieniu ich kontaktów przez pozostałych członków obu grup. Wszak to właśnie negatywne nastawienie członków własnej grupy może prowadzić do szybkiego zniechęcenia się w próbach poznania członka innej grupy. A aby móc nawiązać z kimś pozytywne relacje nie trzeba przecież pochodzić z jednego kręgu kulturowego czy posiadać wspólnych znajomych. Wystarczy trochę dobrych chęci i szczere intencje by móc z kimś z pozoru zupełnie obcym znaleźć wspólnych język. Trzeba przy tym pamiętać by słuchać a nie tylko słyszeć drugą osobę.


"Camp X-Ray" to kameralny dramat wojenny poruszający istotną kwestie w sposób niebanalny. Wbrew przekonaniu niektórych aktorstwo w filmie jest na dobry poziomie a to za sprawą znanego z "Rozstania" Peymana Moaadiego jak i Kristen Stewart. Nie jest to na pewno pierwszy film opowiadający o schwytanych muzułmanach podejrzewanych o terroryzm po 11 września. Ale o ile wcześniejsze filmy o tej tematyce skupiały się głównie na torturach, więźniach i uzasadnieniu istnienia miejsc odosobnienia dla nich. Tak Peter Sattler w swoim filmie inaczej podszedł do tego tematu. Z jednej strony ktoś mógłby powiedzieć, że wybiela Amerykanów gdyż film praktycznie nie porusza tematyki tortur. Z drugiej zaś strony reżyser stawia pytanie czy możemy mieć pewność, że wszyscy zatrzymani są winni. 

Ocena końcowa:

4,5/6

środa, 19 listopada 2014

Pięciu pancernych bez psa


Filmowcy z Hollywood wyżej od czołgistów cenią sobie żołnierzy praktycznie wszystkich innych formacji wojskowych. Każdy kinoman bezproblemowo może wskazać filmy wojenne opowiadające o losach żołnierzy służących w piechocie, marynarce wojennej czy jednostkach specjalnych. Zaś wskazanie filmu opowiadającego w głównej mierze o wojakach służących w dywizach pancernych stanowiłoby nie lada wyzwanie. Do tej pory jeśli czołgiści pojawiali się w filmach opowiadających o II wojnie światowej stanowili raczej bohaterów drugoplanowych jak np. w filmie "Złoto dla zuchwałych". Inaczej jest w najnowszym obrazie Davida Ayera pod tytułem "Furia" gdzie to właśnie czołgiści 7. Armii stanowią głównych bohaterów.


Załogę tytułowego czołgu "Furia" poznajemy w kwietniu 1945 roku kiedy podczas jednej z walk na terenie Niemiec traci jednego z członków drużyny. Po dotarciu do punktu stacjonowania wojsk amerykańskich w miejsce poległego towarzysza broni do starych wiarusów zostaje dokooptowany żółtodziób, który w armii jest od 8 tygodni i nigdy nie brał udziału w walce. Mimo, iż szkolony był on do pełnienia funkcji kancelaryjnych i nigdy nie przeszedł szkolenia czołgowego zostaje on nowym pomocnikiem kierowcy. Już z nowym członkiem załogi "Furia" wraz z resztą kolumny czołgów otrzymuje zadanie pomocy w zdobyciu pobliskiego miasta a następnie obrony ważnego skrzyżowania dróg.


Między żółtodziobem Normanem (tak właśnie ma na imię nowy członek załogi "Furii") można dostrzec pewne podobieństwo do jednego z bohaterów filmu "Szeregowiec Ryan" – kaprala Uphama. Jeden i drugi to nieprzygotowani do walki ludzie, którzy wojnę spędzić mieli bezpiecznie na tyłach własnych wojsk stukając palcami w klawisze maszyny do pisania. Jednak w wyniku zrządzenia losu obydwaj skierowani zostają do akcji. Z tą różnicą, że Norman trafia na pierwszą linie frontu a Upham bierze udział w misji ratunkowej za linią wroga. Fakt ten oraz różnica w podejściu do nich ich bezpośrednich dowódców powoduje, że świeżo upieczony czołgista szybciej i boleśniej pozna prawdziwe oblicze wojny.


A wojna w filmie Davida Ayera to nie wyidealizowana męska przygoda, której każdy chciałby doświadczyć w życiu. To brutalna walka o przeżycie podczas której trup ściele się gęsto. Zginiesz albo ty albo twój przeciwnik więc nie powinieneś się wahać kiedy masz możliwość pociągnąć za spust jak pierwszy, gdyż drugiej szansy możesz już nie mieć. Tak więc w obrazie amerykańskiego twórcy zarówno Amerykanie jak i Niemcy potrafią strzelić przeciwnikowi w plecy. W tym ciężkim wojennym świecie przewodnikiem Normana jest jego dowódca sierżant Collier, który bierze go pod swoje skrzydła bardziej z konieczności niż z dobroci serca.


"Furia" to dla mnie jeden z lepszych filmów wojennych jakie powstały w ciągu ostatnich kilku lat. Ale jednocześnie mam obawy, że po latach film pamiętany będzie głównie ze względu na pojawienie się po raz pierwszy w historii na kinowym ekranie czołgu ciężkiego Tygrys i bardzo emocjonującej sceny z jego udziałem oraz szeregu barwnych postaci tworzących załogę tytułowego czołgu. A wszystko to dlatego, że filmowi Davida Ayera brakuje przede wszystkim końcówki wieńczącej dzieło. To właśnie zakończenie filmu jest jego najsłabszym elementem, przez co można odnieść wrażenie, że twórcy nie w pełni wykorzystali potencjał filmu i zabrakło w nim przysłowiowej kropki na i.

Ocena końcowa:

4,5/6

czwartek, 23 października 2014

Zerwane więzi


Kiedy głównym bohaterem filmu jest prawnik widzowie oczekują raczej fabuły zaczerpniętej z któreś z licznych powieści Johna Grishama niż melancholijnego dramatu rodzinnego. A tym mianem można chyba najtrafniej określić najnowszy obraz w reżyserii Davida Dobkina, który przed realizacją "Sędziego" miał na swoim koncie same komedie. Za scenariusz filmu opowiadają zaś debiutant Bill Dubuque i scenarzysta "Gran Torino" Nick Schenk. Z powierzonego im zadania scenarzyści wywiązał się dobrze, choć nie ustrzegli się pewnych błędów.


Głównym bohaterem filmu jest Hank Palmer wzięty prawnik z wielkiego miasta, który podejmie się obrony każdego kogo tylko stać na skorzystanie z jego usług. A, że jak sam mówi niewinnych nie stać na niego, broni głównie winnych zarzucanych im czynów bogaczy. Poznajemy go, kiedy podczas jednej z rozpraw dostaje wiadomość o śmierci matki. By udać się na jej pogrzeb Hank musi wrócić do rodzinnego miasteczka w stanie Indiana, skąd wyjechał dwie dekady wcześniej. Tu również będzie mógł on wykorzystać swoje umiejętności prawnicze, ponieważ jego ojciec zostaje oskarżony o zabójstwo.


Lecz tak naprawdę nie o sprawę sądową w filmie chodzi. Ma ona wręcz znaczenie drugorzędne. Najważniejsze w filmie są relacje skłóconych przez dwadzieścia lat ojca i syna. Sala sądowa i wspólny proces są zaś okazją do ponownego pojednania. Jednak ze względu na zaszłości i różnice charakterów nie będzie ono łatwe. Nie od początku filmu wiemy też co przed laty poróżniło tych dwóch. Poszczególne wydarzenia z przeszłości są ujawniane widzowi stopniowo niczym kolejne elementy układanki budujące ostatecznie spójną całość.


Powrót do rodzinnych stron (malownicze zdjęcia Janusza Kamińskiego) to dla głównego bohatera nie tylko możliwość naprawienia relacji z ojcem ale też sentymentalna podróż do przeszłości, gdzie spotyka swoich braci (starszego Glena na którego życie ogromny wpływ miało wydarzenie z młodości Hanka oraz młodszego, upośledzonego Dale'a, który prawie nigdy nie rozstaje się ze swoją kamerą Super 8) oraz dawną dziewczynę dziś prężna bizneswoman. Podczas wizyty w rodzinnej miejscowości Palmer będzie miał również możliwość przemyślenia kilku spraw. Bo wbrew pozorom jego życiu daleko do ideałów.


Mimo tak licznych wątków (a nie wymieniłem wszystkich) widz nie powinien mieć problemów z odnalezieniem się w nich. A to z powodu sprawnego scenariusza dzięki któremu udało się połączyć te wszystkie wątki w jedną spójną całość. To czego zaś nie udało się uniknąć scenarzystą to hollywoodzkie klisze, których w filmie wykorzystano bardzo wiele czy to tych odnośnie postaci czy to odnośnie wydarzeń. Lecz mimo takiego nagromadzenia klisz, czy sporej długości (film trwa ponad dwie godziny) "Sędziego" ogląda się bardzo dobrze.


Jest tak przede wszystkim dzięki bardzo dobremu aktorstwu i to zarówno na pierwszym jaki i drugim planie. Na pierwszym planie zarówno Robert Downey Jr. jak i Robert Duvall to klasa sama w sobie. Na drugim planie na wyróżnienie szczególnie zasłużyli Jeremy Strong i Vera Farmiga. Z jeszcze dalszego planu pozytywnie zaskoczył mnie Dax Shepard, który do tej pory kojarzył mi się ze średnio-słabymi produkcjami. Na plus należy zaliczyć też nie sztampowe zakończenia licznych schematycznych scen. Podsumowując "Sędzia" nie jest na pewno dziełem przełomowym w historii kinematografii ale jest to sprawnie zrealizowany kawałek dobrego kina, który mimo licznych klisz potrafi wciągnąć widza.

Ocena końcowa:

4,5/6

czwartek, 24 kwietnia 2014

Zapomniane ofiary powojenne


Niewiele jest we współczesnym kinie polskim filmów, które poruszają temat przemocy seksualnej podczas konfliktów zbrojnych. Takim filmem niewątpliwie jest „Róża” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Film ten jest zupełnie inny od wcześniejszych filmów tego reżysera: dramatu kryminalnego „Dom zły”, komediodramatu „Wesele” oraz debiutanckiej „Małżowiny”. Wynika to za pewnie z faktu, iż w odróżnieniu od wcześniej wymienionych filmów scenariusz „Róży” nie jest dziełem Smarzowskiego a został napisany przez Michała Szczerbca.


W sierpniu 1945 r. Tadeusz (główny bohater filmu) przebił się do Warszawy, gdzie wraz ze swoją żoną wziął udział w powstaniu warszawskim. Poznajemy go w momencie, kiedy powstanie jest już przegrane. Na oczach rannego Tadeusza niemieccy żołnierze gwałcą a następnie strzałem w plecy zabijają jego żonę. Po zakończeniu wojny bohater udaje się na północne Ziemie Odzyskane by wypełnić ostatnią wolę niemieckiego żołnierza i oddać jego żonie obrączkę oraz ich wspólne zdjęcie. Z filmu jednak nie dowiadujemy się w jakich okolicznościach Tadeusz spotkał tego żołnierza. Na Mazurach udaje mu się odnaleźć tytułową bohaterkę Różę, kobietę podwójnie wykluczoną. Polacy widzą w niej Niemkę, a jej ziomkowie Mazurzy unikają jej z uwagi na jej romans z sowieckim dowódcą. Kobieta w końcówce wojny jak i po jej zakończeniu przechodzi gehennę, będąc wielokrotnie gwałconą.


Czasy przedstawione w filmie to czasy specyficzne. Krótko po wojnie, ale jednak za sprawą umacniania się władz Polski Ludowej daleko im do czasów pokoju. W umacnianiu tej władzy pomagają oddziały sowieckie, które by zastraszyć miejscową ludność i skłonić ich do wyjazdu rabują i gwałcą. Są to również na swój sposób czasy pionierskie. Zza Bugu przybywają pierwsi repatrianci, szukający w opuszczonych gospodarstwach nowych domów. Dodatkowo na drogach grasują uzbrojone bandy, w których skład wchodzą byli żołnierze Armii Czerwonej, nie tylko zastraszające autochtonów, ale i nie mające oporów przed grabieniem nowych osadników.


Widz wraz z Tadeuszem poznaje losy tutejszych ludności – Mazurów a właściwie Mazurów pruskich. Ludność ta, której przynależności narodowościowej, podobnie jak Ślązaków, nie można jednoznacznie określić jest szykanowana przez władze ludowe. Historię tej nacji Tadeusz poznaje poprzez rozmowy z pastorem i byłym żołnierzem Gwardii Ludowej, a obecnie funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. Brak jednak w filmie głębszej refleksji skąd takie wyniki plebiscytu oraz tak silne poparcie wyborcze dla NSDAP. Nie wspomina się nic o przemocy ze strony Niemców, którzy poprzez zorganizowane bojówki, nacisk ekonomiczny i propagandę nakłaniali autochtonów do głosowania na Niemcy w plebiscycie. Jeśli zaś chodzi o poparcie dla Hitlera i jego partii to nie wynikało ono z fanatyzmu mieszkańców Mazur a ze zubożenia tej prowincji, której mieszkańcy dali się przekonać obietnicą Hitlera. Ten zaś obiecywał dużo i chętnie m.in. likwidację bezrobocia, pomoc dla najuboższych oraz pełnoprawne uznanie za część niemieckiej wspólnoty narodowej, co dla ludności słowiańskiego pochodzenia było wyróżnieniem.


W głównych rolach obsadzeni zostali Marcin Dorociński i Agata Kulesza. Obydwoje z powierzonych im zadań wywiązali się bez zarzutu. Grając czasami zaledwie spojrzeniem czy postawą ciała stworzyli oni intrygujące postacie. Równie mocny jest drugi plan (zresztą jak zawsze u Smarzowskiego) z galerią ciekawych postaci odegranych przez: Kingę Preis, Jacka Braciaka, Edwarda Lubaszenko, Eryka Lubosa i Szymona Bobrowskiego. Całość filmu okraszona jest minimalistyczną muzyką Mikołaja Trzaski z przewijającym się kilka raz motywem głównym, który na dłużej powinien pozostać w głowie odbiorcy.


„Róża” jest również, a może przede wszystkim filmem o miłości. Tej niespełnionej – w postaci uczucia Tadeusza i Róży. Tej matczynej – przedstawionej na przykładzie Róży, chcącej uchronić córkę przed okropnościami wojny. Tej pierwotnej – zobrazowanej w pożądaniu Wasyla.


Ocena końcowa: