Niewiele jest we współczesnym kinie polskim filmów, które poruszają temat przemocy seksualnej podczas konfliktów zbrojnych. Takim filmem niewątpliwie jest „Róża” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Film ten jest zupełnie inny od wcześniejszych filmów tego reżysera: dramatu kryminalnego „Dom zły”, komediodramatu „Wesele” oraz debiutanckiej „Małżowiny”. Wynika to za pewnie z faktu, iż w odróżnieniu od wcześniej wymienionych filmów scenariusz „Róży” nie jest dziełem Smarzowskiego a został napisany przez Michała Szczerbca.
W sierpniu 1945 r. Tadeusz (główny bohater filmu) przebił się do Warszawy, gdzie wraz ze swoją żoną wziął udział w powstaniu warszawskim. Poznajemy go w momencie, kiedy powstanie jest już przegrane. Na oczach rannego Tadeusza niemieccy żołnierze gwałcą a następnie strzałem w plecy zabijają jego żonę. Po zakończeniu wojny bohater udaje się na północne Ziemie Odzyskane by wypełnić ostatnią wolę niemieckiego żołnierza i oddać jego żonie obrączkę oraz ich wspólne zdjęcie. Z filmu jednak nie dowiadujemy się w jakich okolicznościach Tadeusz spotkał tego żołnierza. Na Mazurach udaje mu się odnaleźć tytułową bohaterkę Różę, kobietę podwójnie wykluczoną. Polacy widzą w niej Niemkę, a jej ziomkowie Mazurzy unikają jej z uwagi na jej romans z sowieckim dowódcą. Kobieta w końcówce wojny jak i po jej zakończeniu przechodzi gehennę, będąc wielokrotnie gwałconą.
Czasy przedstawione w filmie to czasy specyficzne. Krótko po wojnie, ale jednak za sprawą umacniania się władz Polski Ludowej daleko im do czasów pokoju. W umacnianiu tej władzy pomagają oddziały sowieckie, które by zastraszyć miejscową ludność i skłonić ich do wyjazdu rabują i gwałcą. Są to również na swój sposób czasy pionierskie. Zza Bugu przybywają pierwsi repatrianci, szukający w opuszczonych gospodarstwach nowych domów. Dodatkowo na drogach grasują uzbrojone bandy, w których skład wchodzą byli żołnierze Armii Czerwonej, nie tylko zastraszające autochtonów, ale i nie mające oporów przed grabieniem nowych osadników.
Widz wraz z Tadeuszem poznaje losy tutejszych ludności – Mazurów a właściwie Mazurów pruskich. Ludność ta, której przynależności narodowościowej, podobnie jak Ślązaków, nie można jednoznacznie określić jest szykanowana przez władze ludowe. Historię tej nacji Tadeusz poznaje poprzez rozmowy z pastorem i byłym żołnierzem Gwardii Ludowej, a obecnie funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. Brak jednak w filmie głębszej refleksji skąd takie wyniki plebiscytu oraz tak silne poparcie wyborcze dla NSDAP. Nie wspomina się nic o przemocy ze strony Niemców, którzy poprzez zorganizowane bojówki, nacisk ekonomiczny i propagandę nakłaniali autochtonów do głosowania na Niemcy w plebiscycie. Jeśli zaś chodzi o poparcie dla Hitlera i jego partii to nie wynikało ono z fanatyzmu mieszkańców Mazur a ze zubożenia tej prowincji, której mieszkańcy dali się przekonać obietnicą Hitlera. Ten zaś obiecywał dużo i chętnie m.in. likwidację bezrobocia, pomoc dla najuboższych oraz pełnoprawne uznanie za część niemieckiej wspólnoty narodowej, co dla ludności słowiańskiego pochodzenia było wyróżnieniem.
W głównych rolach obsadzeni zostali Marcin Dorociński i Agata Kulesza. Obydwoje z powierzonych im zadań wywiązali się bez zarzutu. Grając czasami zaledwie spojrzeniem czy postawą ciała stworzyli oni intrygujące postacie. Równie mocny jest drugi plan (zresztą jak zawsze u Smarzowskiego) z galerią ciekawych postaci odegranych przez: Kingę Preis, Jacka Braciaka, Edwarda Lubaszenko, Eryka Lubosa i Szymona Bobrowskiego. Całość filmu okraszona jest minimalistyczną muzyką Mikołaja Trzaski z przewijającym się kilka raz motywem głównym, który na dłużej powinien pozostać w głowie odbiorcy.
„Róża” jest również, a może przede wszystkim filmem o miłości. Tej niespełnionej – w postaci uczucia Tadeusza i Róży. Tej matczynej – przedstawionej na przykładzie Róży, chcącej uchronić córkę przed okropnościami wojny. Tej pierwotnej – zobrazowanej w pożądaniu Wasyla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz